Czersk – wspomnienia

Wspomnienie z mijających wakacji i trochę próba zapisania tego co przemija. Miejsc i chwil, które kiedyś wyglądały codziennie zwyczajnie i prawie niezauważalnie, bo w głowie i w sercu inne wiatry wiały, nawet huraganem. Teraz kawałek rdzy w postaci kolejowego żurawia czy ważna ulica, dzisiaj chwilowo bez samochodów, piszą wspomnienia tego co wyjątkowe. Wbrew tym, którzy chcieliby burzyć, choćby po to by postawić nowe betonowo – plastikowe, na chwilę, staram się to zapisać, bo dla mnie to ważne. I chyba dla innych też. Bo jaką przeszłość i przyszłość widać na przykład z peronu dworca w Lidzbarku Warmińskim?

Wyjaśnienia i „przypisy”:

* Stacja Czersk miała kiedyś swoją małą parowozownię z tzw. obrotnicą i rzadko spotykaną dwuzbiornikową wieżę ciśnień (wieża wodna). Woda z tej wieży zaopatrywała nie tylko stację, ale także pobliskie kolejarskie osiedle domków jednorodzinnych (i nie tylko). Była to pierwsza (?) sieć wodociągowa w mieście. Tak kiedyś firma dbała o swoich pracowników.  A kolej dawała mieszkańcom nie tylko okno na świat. Dla wielu mieszkańców była miejscem powszechnie szanowanej pracy.

Muzeum

W telewizji prezentowana jest reklama pod hasłem – muzeum niezrealizowanych i niespełnionych marzeń. Po ostatnim pobycie w Trójmieście chyba wiem, o które muzeum chodzi.

Podróże kształcą

Tak mówi przysłowie. Na stacji w Tczewie, w oczekiwaniu na dalszą podróż, dwukrotnie miałem okazję zobaczyć „cudo” techniki ulubionej, bo kolejowej. PENDOLINO. Z sarkazmem „cudo”, bo tak jest to obywatelom przedstawiane przez tych, którzy o zakupie zadecydowali, wbrew rozsądnym opiniom przeciwników zakupu i zwolennikom polskich rozwiązań np PESY z Bydgoszczy lub NEWAGa z Nowego Sącza. Rozwiązań nielicznych (niestety), którymi jesteśmy w stanie konkurować w nowoczesnej Europie. „Impuls” z Nowego Sącza pobił rekord prędkości na torach w Polsce rozwijając 211 km/h. Pendolino to taki PR-owski plasterek na codzienne bolączki komunikacyjne kolejowe i drogowe, których jest bez liku. Pendolino zrobiło na mnie wrażenie. Jak kobieta, o której wiele się słyszało, wielokrotnie widziało jej śliczne zdjęcia. Pendolino zjawiło się prawie bezgłośnie, jak duch, tym piękniej, że niespodziewanie. Piękna, smukła linia. Dynamizm w poruszaniu się, szczególnie na starcie. I tym większe rozczarowanie, gdy wnętrze okazało się puste. W dwóch pociągach, porannym i wieczornym, relacji Gdynia – Warszawa, w całym składzie naliczyłem zaledwie kilkunastu pasażerów, Obok cudu poznawczego będzie cud ekonomiczny. A może to tylko trudne początki. W dalszą podróż udałem się z konieczności pociągiem Tanich Linii Kolejowych, w którym taniość widoczna była na każdym kroku. TLK są częścią tej samej spółki, co Pendolino. Niestety do Suwałk obecnie tylko takie jeżdżą i wiele wskazuje, że długo innych nie zobaczymy, mimo, że Rail Baltica, rozwój Polski Wschodniej, zjednoczona Europa i tym podobne PR-owskie ble ble. Oby tylko tych, które są nie zabrano.

Operacja Żagiel Gdynia 2014

Podobno wśród kanonów piękna jest żaglowiec pod pełnymi żaglami na wzburzonym oceanie.

Gdynia, bardzo zmienna pogoda z ulewą na zakończenie pobytu. Zaledwie kilka godzin na poznanie tego, o czym wielokrotnie czytałem (Znaczy Kapitan) i słyszałem. W Basenie Prezydenckim portu Gdynia na trzy dni zacumowały żaglowce z całego świata. Jachty dwumasztowe i te największe, czteromasztowe barki i szkunery. Śliczności jak portugalska “Santa Maria Manuela” lub francuska “Etoile” (gwiazda) żaglowiec szkolny francuskiej Marynarki Wojennej i dawny transportowiec siarki, potężny “Siedow”, obecnie statek szkolny Ministerstwa Gospodarki Rybnej Rosji, do niedawna największy żaglowiec świata. Uwagę zwracał rosyjski „Sztandart”, replika okrętu zaprojektowanego przez Piotra Wielkiego i zbudowanego przy jego udziale.I polskie, najładniejsze, kochane, z najbliższymi sercu „Darem Pomorza” i „Zawiszą Czarnym”. A na nich żeglarki i żeglarze w wieku od lat kilkunastu do wieku „gdy szron na głowie”, szczęśliwi z tego co robią. Tłumy zwiedzających. Morze fascynuje, a żaglowce to magia. Biała.

Proponuję zwrócić uwagę na proporcje między wielkością sylwetek ludzi i żaglowców oraz dżunglę lin, masztów i rei.

Grać i śpiewać każdy może

Byłem w Wilnie. Jak zwykle za krótko, pośpiesznie i tym razem trochę pod presją obowiązków. Jak zawsze w doskonałej równowadze pomiędzy nostalgią i zadumą o źródłach osobistych i tajemnych, a nowym poznanym, często niespodziewanym. Ciekawe, że to nowe często spotykam w miejscach historycznych, które dla niektórych zwiedzających, powracających do Wilna, wyraża się westchnieniem – znowu kościoły.

W Wilnie ciągle ludzka bieda i szarzyzna bardzo blisko styka się z bogactwem, także z pogranicza kiczu. Najłatwiej zobaczyć to w pobliżu Ostrej Bramy i na Rossie. Nawet rodowici mieszkańcy Wilna podchodzą do tego z zażenowaniem.

Zaskoczyły mnie tłumy ludzi, które spotkałem po południu na Wileńskiej Starówce oraz różnorodna muzyka słyszana zewsząd, momentami przechodząca w kakofonię. Soliści, duety, zespoły i orkiestry grały i śpiewały muzykę poważną i ludową, folk i różne odmiany rocka, operę i jazz. Muzyka pop obok śpiewanych modlitw Hare Krisznowców na placu przed wileńskim ratuszem. Bardzo kolorowo i z pasją. Plac Katedralny przemierzył, wraz z bardzo licznym gronem słuchaczy, zespół dixielendowy, ze wspaniałym finałem pod pomnikiem Księcia Gedymina. Swoboda prezentacji, radość wykonania i taki jakiś entuzjazm widzów i wykonawców do samego wieczora. Jak wyjaśniła pani przewodnik Alina Obolewicz (pozdrawiam serdecznie !) tego dnia „grać i śpiewać każdy może”. Bardzo fajne i znacznie lepsze od tych wszystkich telewizyjnych …?!